Baska czyzbys planowala baraszkowac z mezem ? :P
Printable View
Baska czyzbys planowala baraszkowac z mezem ? :P
ależ oczywiście :) baraszkujemy to my czesto :P ale zaczynamy niedlugo starania o drugie bobo :)
Nooo, wlasnie o to mi chodzilo :) :p
To powodzenia :)
ja mam tez zbója małego urodził się tego roku w lutym ;) i fajnie być w ciąży :P tęskni mi się za tym
[quote=zyza;292200]Ale dzieki temu ze same chłopy byly to teraz Nicola bedzie miala wybór na kandydata na zięcia :) hyhyhyhy
Hehe :skacze: :haha:
Kurcze mam lapka od miesiąca w naprawie i nie mam neta dlatego mnie tu nie ma :(
Ale u nas wszystko ok :) Mała zaczęła nieźle kopać, zwłaszcza na sezamki i jabłka :) Także od małego wie co dobre :P Jak będę miała kompa to wrzucę fotki z USG
Nicola zazdroszcze ;) jak bym mogla to bym wszystko dala , zeby znow byc w ciazy ale to fajne uczucie naprawde;) ale nie wiem ile po cesarce mozna zajsc w nastepne
kasia min. 2 lata :)
:( dlaczego tak? kuuurcze bo ja jak bede miala to tylko cesarke bo mam chore serduszko a chcialam z 3 dzieciaczki miec rok po roku ;(
nie wiem kazdy lekarz mowi co innego... jedni ze rok drudzy ze dwa... to chodzi o to pewnie, zeby wszystko sie dobrze zagoiło... szew i tam w środku wszystko. ja po dwóch tygodniach od cesarki poszłam juz do szkoly a moja szwagierka przez miesiac chodzila z garbem, nie mogla sie po cesarce wyprostowac... slyszalam tez, ze cesarke mozna miec tylko 3 razy...
moja doktorka powiedzila ze najlepiej drugie dziecko miec tak 2-3 lata roznicy bo organizm musi sie zregenerowac :) w koncu przez 9 miechow jest sie prawdziwą 'fabryka' najlepszych rzeczy dla maluszka :) co odbija sie na organizmie :) takze ja chyba jeszcze z dwa trzy lata poczekam... mi sie nie spieszy :)
Nicola dawaj znać i wrzucaj fotki koniecznie :) u nas rok minąl... zapierdziela czas:)
hm wiecie ... moja znajoma urodzila dziecie przez cesarke ( rozszczep podniebienia taki konkretny malutki mial ) i gdy mial dwa miesiace zaszla w ciaze z drugim ... tak wiec da sie ... ztym ze ryzyko ... hm ... ja bym wolala poczekac ;) ale drugi ok ... urodzil sie w 8mym mies . tez przez cc .
ale mnie zalamalyscie;/
;(
drapi kochanie !! nic sie nie zalamuj ;) przeciez cesarke tez sie przezywa .. dasz rade ;) wszystko z glowa aby dzieciaczki zdrowe i bedzie git ;)
taak tylko ze chcialam 3 jeden po drugim i teraz nic z tego i w dodatku tylko 3 razy mozna a jak bede chciala wiecej?? :(;(;(;( to juz nie bede mogla :( nie moge inaczej rodzic , tylko przez cesarke :)
A u nas znowu źle :( Mam anemię, a do tego bardzo dużo piasku w moczu i ślady białka :( Znowu stos tabletek, witamin i dieta :(
Pewnie, że tak i zrobie dla Julki wszystko! Tylko ciągle są jakieś zmartwienia :( Chciałabym już mieć to wszystko za sobą i móc Małą przytulić do siebie.
ja tez w ciazy mialam anemie i co najgorsze pod koniec ciazy wkradła się jakas do mnie bakteri :( mialam antybiotyk i zalecenie bylo antybiotyk dac mi przy porodzie ... juz nie pamietam jaka to bakteria ale baardzo grozna . ze dziecko by moglo sie urodzic chore na sepce albo zapalenie pluc:(:( ale wszystko potoczylo sie dobrze... bralam antybiotyk. pod stala opieka lekarzy bylam i antybiotyk przy cesarce tez dostalam .
Diamond bardzo grozna bakteria?? no grozna jest ale wiesz ze 1/3 kobiet ją ma? wystarczy badanie zrobic na posiew troche przed porodem i wiadomo... polowa nie wie ze ją posiada bo lekarze nie mowia o tych badaniach... ale to nie jest w dzisiejszych czasach grozne bo maja antybiotyk jak jestes na + z tą bakteria... no i niebezpieczniejsza ona jest przy cesarce... ale nie strasz dziewczyn wystarczy ze w 34 tyg. poprosza o badanie na posiew a potem przy przyjeciu do szpitala powiedza ze maja wynik pozytywny...
mnie lekarz tak wystraszyl , ze przez caly wieczor lezalam i plakalam ze starchu i tylko modlilam sie zeby wszystko dobrze bylo. nie chce nikogo straszyć.
Też miałam tą bakterię ;) I na prawdę nie ma co się martwić. Groźna to ona była 50 lat temu...
Ja już 38 tydzień..... Coraz bliżej...
dokladnie Kasia ma racje... ewentualnie dluzej posiedzi sie o dzien w szpitalu ze wzgledu na podawanie dziecku antybiotyku :) przynajmniej ja tak mialam
:)
Kasia to teraz tylko czekać kiedy nastąpi ten dzien hihi a ja dopiero co chodziłam z brzuszkiem a teraz zęby malemu idą hehe ;)
wrzuce wam cos :)
usmialam sie :)
*Zaczęło się tak:* tata przez całe popołudnie coś tam w kuchni pichcił. Chińszczyzna to jego danie popisowe. Mama zapaliła świece – wiadomo, żeby zrobić nastrój. Puścili sobie fajną muzyczkę, zjedli i... dalej to ja już niestety nie wiem, co było, bo musiałem walczyć o „swój kawałek podłogi”. Zrobiło się strasznie ciasno, co sekundę dokwaterowywali nam trzy tysiące nowych plemników. Normalnie nie było czym oddychać! Na dodatek każdy się wiercił. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca. Nie pamiętam, kto krzyknął „naprzód!”. Ruszyliśmy...
*1. miesiąc - wielki wyścig*
Wystrzeliliśmy jak z procy. To była prawdziwa walka na śmierć i życie. Musiałem pokonać prawie półmetrowe, zwinięte nasieniowody. Potem cewka moczowa, a dalej... Kochani, dalej to był inny świat. Pochwa, macica, jajowody. Lecieliśmy wszyscy na złamanie karku. Peleton wciąż przyspieszał. Najsłabsi odpadali. Na ostatniej prostej z 400 milionów zostało nas tylko kilka tysięcy, większość wyczerpana. I wtedy ją ujrzałem: gigantyczną kulę o średnicy 0,2 milimetra. Komórka jajowa. Piękna. Nie miałem wątpliwości – przede mną meta. Nie było łatwo się do niej dostać. Resztką sił odpaliłem swoją enzymatyczną piłę łańcuchową, rozciąłem otoczkę i wcisnąłem się do środka. Ha! Wszyscy próbowali, ale udało się właśnie mnie. Drugiego miejsca nie przyznano, bo w tej konkurencji zwycięzca bierze wszystko! Wyścig był naprawdę morderczy, po drodze zgubiłem mój ogonek, ale coś mi mówi, że było warto...
*2. miesiąc - jak samotna rybka*
Wiecie co? Nie jestem już przystojnym plemnikiem. Przypominam galaretkę. Albo kijankę. Czy może rybkę? Dziś, bo jutro mogę przypominać coś całkiem innego. Wszystko zmienia się z sekundy na sekundę. Wyrosły mi ramionka i nóżki z paluszkami. Po bokach głowy mam dwie ciemne plamki i dwie dziurki. To chyba będą oczy i uszy. Nie chwaląc się, mam już kilka osiągnięć. Udało mi się odczepić od ściany macicy i znów mogę się poruszać. Wprawdzie nie tak szybko jak we wczesnej młodości, ale jest nieźle. Próbuję otwierać buzię (choć na razie nie jestem w tym mistrzem). Za to wczoraj dokonałem wiekopomnego odkrycia: mam serduszko! Malutkie jak ziarenko maku, a bije jak oszalałe. Prawdziwa rewolucja dzieje się w środku mojego ciała. Mam kręgosłup i żebra grubości włosa. Rosną mi płuca, wątroba, nerki, mózg. Wszystko naraz. To strasznie męczące. Najgorsze, że odwalam całą robotę i nie mogę nawet liczyć na pomoc. Zresztą, czy ktoś w ogóle wie o moim istnieniu? Hej, hej! To ja! Tu jestem!
*3. miesiąc - tato, mamo, to ja!*
Mama już wie. Postarałem się o to. Wykorzystałem cały wachlarz możliwości: mdłości, huśtawkę nastrojów, senność, wrażliwość na zapachy, trądzik, zachcianki... W końcu cel uświęca środki, prawda? OK, może trochę przesadziłem, ale trzeba dziewczynę przywołać do porządku. W końcu będzie moją mamą. Musi o siebie dbać. Moja strategia przyniosła efekty. Mama już nie pali i dużo wypoczywa. Przestała wysiadywać po nocach przed komputerem. Ulżyło mi. Godzinami byłem ściśnięty jak sardynka. Kobieto! Ja mam już prawie sześć centymetrów i potrzebuję przestrzeni! Zaczynam przypominać człowieka. Mam już wszystko, co trzeba. Nawet powieki i paznokcie. Tylko głowa jakaś taka za duża. Za to twarz – poezja. Wyraźna szczęka, podbródek, całkiem fajna górna warga. Nosa jeszcze brak, są tylko dziurki. Ale ze mnie przystojniak. Mama jeszcze nie wie, ale wam zdradzę już ten sekret: jestem chłopcem. Wyrosły mi jądra i malutki penis (co jak co, ale ten to na pewno jeszcze urośnie!).
*4. miesiąc - zaczynam trening*
Powoli oswajam się z sytuacją. Mam tu ciepło i cicho. Miejsca sporo, więc fikam, ile mogę. I zacząłem ssać palec. Drobiazg, a cieszy. Czasem łyknę sobie trochę tego płynu, w którym pływam. Słodki. No więc piję, siusiam... i tak to się kręci. Cały pokryłem się miękkim meszkiem. Mam brwi. A jak za długo kopię, to zaczynam się pocić. Dziwne, nie? Przerzucam się wtedy na spokojne ćwiczenia oddechowe. Człowiek nigdy nie wie, co może się w życiu przydać. A propos ćwiczeń. Nauczyłem się wydymać policzki i marszczyć czoło. Czuję, że w robieniu min jestem bezkonkurencyjny. I mam taki śmieszny, zadarty nosek. Martwi mnie tylko, że staję się coraz bardziej wrażliwy. Wystarczy najlżejsze muśnięcie pępowiny, a cały aż staję na baczność. Takie przygody zakłócają mi drzemkę, a dopiero odkryłem jej uroki. Domyślam się, skąd ta nadwrażliwość. Co minutę w mózgu tworzy mi się aż 250 tysięcy nowych komórek nerwowych. Coraz wyraźniej dociera do mnie, jaki jestem unikalny. Jedyny na świecie. Mam już nawet linie papilarne. Tylko czy komuś potrzebne są moje odciski palców?
*5. miesiąc - kopię, kopię!*
Udało mi się nawiązać kontakt z mamą! Hura! Zaczynałem już wątpić, że to możliwe. Kopałem, kopałem i nic. Aż któregoś dnia źle wyliczyłem zakręt i z całym impetem moich 30 deko uderzyłem w ścianę macicy. I wtedy mama... poklepała się w to miejsce. Odpuknąłem jej. A ona się rozpłakała! Normalnie mnie zamurowało. Ach, te kobiety... Od tamtej pory coś się między nami zmieniło. Zaczęła do mnie mówić! Nazywa mnie swoim Groszkiem. Często mnie głaszcze. A ja to uwielbiam! Do tej pory słyszałem tylko bulgotania z brzucha mamy. Teraz stopniowo zaczyna do mnie docierać coraz więcej dźwięków. Najmilszy jest głos mamy. Taki ciepły... Słów wprawdzie jeszcze nie rozumiem, ale wyczuwam, kiedy mówi do mnie, a kiedy do taty. Nie znoszę, jak się kłócą. Oboje wtedy krzyczą. Najchętniej gdzieś bym się schował, ale gdzie? Kulę się w sobie i czekam, aż im przejdzie. Na szczęście zawsze się godzą. A jak się przytulają, to robi mi się tak błogo jak w niebie. Wczoraj byliśmy wszyscy u miłego pana doktora. Zdaje się, że próbowali mnie podejrzeć.
*6. miesiąc - ups, był wypadek*
Nie spodziewałem się takich przeżyć. Jakiś czas temu zacząłem obrastać w tłuszczyk. Ważyłem już prawie kilogram. Nauczyłem się robić nóżkami rowerek i trącać pępowinę. Czułem się pewnie i to chyba uśpiło moją czujność... Mama wymyśliła malowanie pokoju „dla dzidziusia”. To się chyba nazywa syndrom wicia gniazda czy jakoś tak. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pozwoliła wykazać się tacie. Ale ona oczywiście sama musiała wszystkiego dopilnować. Weszła na drabinę, poślizgnęła się i spadła. A ja razem z nią. Nieźle mną huknęło. Na moment mnie zamroczyło. Potem zrobiło mi się zimno i nie mogłem się poruszać. Tata od razu zawiózł nas do szpitala. Po drodze złamał chyba wszystkie przepisy. Szkoda mi ich było. Mało nie oszaleli z rozpaczy. Na szczęście w porę trafiliśmy w fachowe ręce. Uff... Wszystko dobrze się skończyło. Teraz mama musi się oszczędzać. Chyba się nieźle wystraszyła, bo ciągle leżymy na kanapie i gadamy przez telefon. To znaczy ona gada, a ja słucham. Tylko dzisiaj zrelacjonowała naszą przygodę dwanaście razy. Ostatecznie wolę jednak to niż sporty ekstremalne. Aha! Z nowości: już dwa razy dostałem czkawki.
*7. miesiąc - zatańcz ze mną...*
W końcu udało mi się otworzyć oczy. Wprawdzie wokół półmrok i widoki mizerne, ale mruganie bardzo mi się podoba. Przy okazji okazało się, że mam całkiem fajne rzęsy. Od czasu do czasu razi mnie silne światło. Obliczyłem, że ważę około 1300 gramów. Od czubka głowy do stóp mam 40 centymetrów. Tyle że nie mogę się już wyprostować. O fikaniu koziołków można zapomnieć. Jedyny sport, jaki uprawiam, to przeciąganie się. Też niezłe. ň propos przyjemności. Uwielbiamy sobie z mamą dogadzać. Lubię ciepłą kąpiel i muzykę. Nie, nie poważną. Mama próbowała mnie namówić na Mozarta. Nie wiedziałem, co jest grane: przecież zawsze słuchała rocka! Na szczęście długo nie wytrzymała. Teraz słuchamy dużo spokojnych, optymistycznych kawałków. Albo nawet tańczymy. Ach, co to musi być za kobieta! Oddałbym pół pępowiny za to, żeby choć przez chwilę ją zobaczyć. Czasami mi się śni, że się do niej przytulam, tak z zewnątrz. I jest mi wtedy tak dobrze...
*8. miesiąc - jestem wielki!*
Uff, co za ciasnota. Przekręciłem się głową w dół i teraz nie mogę się ruszyć ani w tę, ani w tę. Muszę wyglądać dziwnie. Ręce i nogi skrzyżowane, kolana pod brodą, a broda przyciśnięta do klatki piersiowej. Coraz mniej mi się to podoba.
Na dodatek ktoś cały czas do mnie puka. Proszę państwa! Ja wszystko rozumiem. Każdy chce dotknąć brzucha na szczęście. Ale co byście powiedzieli, gdyby ktoś wam cały czas tak walił w ściany? Postanowiłem ignorować te zaczepki. Udaję, że mnie nie ma. No, chyba że to mama albo tata. Ich puknięcia rozpoznaję od razu. Śmieszy mnie, jak tata łapie mnie za kolano i podekscytowany wykrzykuje: „Łokieć! Łokieć!”. Szczerze wam powiem, że jest już za co złapać. Zrobiłem się pulchny (codziennie przybieram 10 gramów), a tu i tam pojawiły się nawet małe dołeczki. Skóra też coraz ładniejsza. Cud, nie dziecko. Od czasu do czasu odzywa się we mnie taka jakaś tęsknota. Mam wrażenie, że coś mnie omija. Z czego mama się śmieje? Czego babcia nie może się doczekać? Dlaczego pan doktor próbował niedawno dotknąć mojej głowy?
*9. miesiąc - atakuję z główki*
Wkrótce wydarzy się coś wielkiego. Skąd to wiem? Po prostu czuję i już. Jestem coraz większy (ważę jakieś trzy kilo, mierzę 50 centymetrów) i myślę, że warunki, w jakich się muszę męczyć, to prawdziwy skandal. Mama też chyba w nie najlepszej formie. Głównie stęka. Też bym sobie postękał, ale nie umiem. Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Nic nowego mi nie wyrasta. Nic się nie powiększa. Łykam, siusiam, śpię. Chociaż... właśnie coś się ruszyło. Ludzie! Woda mi ucieka! W czym będę pływał? Mama chyba doceniła powagę sytuacji. Dzwoni po tatę: „Kochanie, rodzimy!”. Nie ma sprawy, ze mną jak z dzieckiem. Możemy rodzić. Wszystko wokół zaczyna falować. Coraz częściej i coraz mocniej. Mój własny domek się wokół mnie zaciska, wypycha mnie, a ja nawet nie mam się czego przytrzymać. Ej, chwila, tylko bez takich numerów! Walczyć czy uciekać? Oczywiście, że walczyć! Tylko jak?! Czym?! Wiem, zaatakuję teraz z główki. Wezmę rozpęd i... aaaaaa!!! Jejku... Ale numer. Jak pragnę zdrowia! Zdaje się, że właśnie przyszedłem na świat.
zajebiascze :)
extra ;) kurcze chcialabym byc dalej w tym stanie ;)
DiamondShine to staraj sie o nastepne ;) Ja tez bym chciala ale musze odpuscic... Mamy podobna sytuacje ja tez bylam taka mloda jak zaszlam w ciaze :)
A my próbujemy próbujemy i nic nie wychodzi z tego....
Zyza świetny tekst :)
Ja już też bym chciała moje małe Bobo, ale niestety jeśli nie zaliczymy wpadki, to sobie chyba jeszcze trochę poczekam...
Milenka, próbujcie :) trzymam kciuki :)
eee co Ty mi jeszcze 4 klasa zostala w szkole... mamy maly dom i gniezdzimy sie w jednym pokoju .. trzeba myslec zeby cos postawic bo tak dlugo nie pociągniemy.... nawet o koscielnym nie mysle tylko zeby kase uzbierac jakas malą działke z 10a i cos malutkiego swojego ladnego postawić.. chociaz rodzenstwo dla malucha by sie przydało... ale jeszcze nie teraz. moze jak ruszy sie z budową ;)kiedy to bedzie? ehhh
trendy szczerze?? to jeszcze nie badałam się pod tym kątem...
a długo sie staracie?
gdzieś tak 4-5 miesiecy ale nie robimy tego codziennie bo razem nie mieszkamy wiec to pewnie też dla tego:)
dacei rade;*
hehe właśnie o tym myślałam :D
Też mam PCO... i 6 dni do porodu :)
Też przeplakałam wiele nocy, że nie mogę mieć dzidziusia.... I szczerze współczuję bo wiem co przeżywacie, aż mi się ryczeć chce jak to piszę. Ale wiem, że marzenia się spełniaja ;)
U mnie skumulowało się kilka rzeczy.
Zawsze nie piłam alkoholu "bo chce zajsc w ciażę". a to był czas karnawału, totalnie wyluzowałam, imprezowałam... to raz. Dwa- tak tańcowałam że poskręcałam kostki i jak się kochaliśmy to tylko z nogami w górze;) (zanim poskręcałam te kostki tak nawet gin zalecał;) ). i po trzecie założyłam się z mężem, przegrał zakald i przez miesiąc nie mógł tknąć alko ;) Wiec skumulowalo sie parę rzeczy i jest w brzuszku Filipek :)
A najśmieszniejsze jest to, że NIGDY nie zaznaczałam kiedy mam miesiączkę... nigdy... Raz zaznaczyłam (styczeń- jako postanowienie noworoczne pełna kontrola) i to była moja ostatnia miesiączka... :)
Teraz zostało kilka dni do porodu. Boje się, ale wiem, że już niedługo będę go mogła ukochać... A to chyba silniejsze.
Kasia trzymam kciuki za dobre rozwiązanie i za zdrowego Dziudziusia ;*