No właśnie niby to takie proste... ale czekałam, aż włożenie rąk będzie w ogóle możliwe, żeby nie parzyło bardzo i...zawsze stygnie do tego stopnia, że robi się kożuch, a pod kożuchem i tak wrzątek. A z tego co kojarze ze szkoły, to jak robiliśmy parafinę na zajęciach to nie była aż tak gorąca. Dało się wytrzymać, a w tym przypadku się po prostu nie da... I nie wiem, czy nie mam jakiegoś wadliwego sprzętu, może coś z termostatem.
Gdzieś na forum wyczytałam, że niby powinno się ustawić parafiniarkę na HI(GH), aż parafina się upłynni, a potem przestawić na LO(W) do czasu, aż zgaśnie lampka. I że wtedy ma odpowiednią temperaturę. Nie próbowałam, dziś przetestuję... ale czy jest to możliwe, że tak wygląda ten prawie "proces" podgrzewania/ roztapiania parafiny?





Odpowiedź z Cytatem
