Wczoraj próbowałam jeszcze dwie próby zrobić. Pierwsza to podgrzałam parafinę tylko do momentu gdy stopiła się połowa. Włożenie pierwszej ręki było ok, ale przy drugiej parafina już się wymieszała i znowu parzyła.
Drugą próbą było wrzucenie kolejnej kostki parafiny (do max) podgrzanie całej i mieszanie i czekałam aż będzie nadawała sie do włożenia rąk.
Dziewczyny.. nie przesadzając. Po trzech godzinach zrobiła mi się jedna wielka breja, parafina już tak stwardniała, że mogłabym wyciągać kulki i rzucać nimi... a to co wciąż pozostawało płynne.... parzyło. Ja jestem bardzo odporna na gorąc, bo jestem ciepłolubna. muszę mieć 30*C w pokoju, żeby mi ciepło było.
Juz nie wiem czy to ja jestem taka sierota, ze się parafiniarka nie potrafię posługiwać, czy z parafiną coś nie tędy, czy to ten cały sprzęt Poza tym w dalszym ciągu nie wiem po co jest w niej ten włącznik "LO" skoro ona zaczyna na nim grzać dopiero w momencie gdy całkiem wystygnie i grzeje 5 min.
Ja już się poddaję. Skończyły mi się pomysły.
Asiu nie odpisałam jeszcze nic, bo wolałam przetestować zanim by się okazało, że na prawdę to ja coś robię źle. Jeszcze mam pomysł, żeby iść z tym cudem do znajomej kosmetyczki, która jest kilkanaście lat w fachu, żeby ona to przetestowała. Jeśli potwierdzi moje spostrzeżenia, to nie pozostaje mi nic innego jak reklamować.