To teraz moja historia Ja ponad rok temu zdałam prawko. Szkolenie odbywało się w podobno porządnej wrocławskiej szkole. Na początku dostałam ciężarną instruktorkę, której generalnie panicznie się bałam bo jeszcze by jej wody odeszły przez moją jazdę i co wtedy? Po 15h zmienili mi instruktora na jej brata, który miał mnie totalnie w d.. no właśnie. Po rozmowach z koleżankami, które również wtedy robiły kurs doszłam do wniosku, ze z tym kolesiem coś jest nie tak i zmieniłam na fantastycznego instruktora. Dokupywałam dodatkowe jazdy ale nawet jak zdarzyło mi się popłakać, że ja to chyba za 90 razem zdam to zostałam zmobilizowana i pocieszona. Pierwszy egzamin wywaliłam na łuku z czego w sumie jestem zadowolona - moja Mama gdy zdawała na prawko oblała na łuku kilkakrotnie i powiedziała, że jeżeli ja przejdę to bezproblemowo to zrobi mi testy czy na pewno jestem jej córką Dostałam opierdziel od instruktora, bo godzinę wcześniej byliśmy na placu i ani razu nie zrobiłam łuku źle.
Przy drugim egzaminie dostałam babeczkę egzaminatora i już byłam poddenerwowana. Podwiozła mnie pędem pod płot i mocno wykręciła kierownicą - wbiłam się w fotel. "Widzi Pani jak oni tam jeżdżą? Jak Pani wyjedzie, mają jechać tak samo" Nogi latały mi strasznie więc nuciłam pod nosem, żeby nie wyjść na jakąś nienormalną. Po zrobieniu placu byłam z siebie tak dumna, że już nic nie mogło mi przeszkodzić Dostałam raz burę by docisnąć pedał gazu. Dopóki nie odebrałam plastiku nie wierzyłam. Życzę powodzenia wszystkim zdającym i wiem, że nie ma co radzić by się nie przejmować i nie martwić bo tak się nie da. Ja zdałam, a naprawdę czułam się jak beznadziejny przypadek i jedyny człowiek na świecie dla którego jazda samochodem to kara za nieznane mi grzechy